czwartek, 31 grudnia 2009

Pierwszy dzień

Najpierw 9h z Warszawy do Toronto. Lot przebiegł spokojnie i wbrew obawom mojej sąsiadki w samolocie ("wsiadł taki przypalony co mu oczy latały") nie było żadnych zamachów. Nie podobał mi się tylko repertuar filmowy, bo najpierw długo leciał Kaczor Donald, a potem co chwile tylko filmy promocyjne LOT-u z Magdą Mołek namawiającą do latania. Na końcu zepsuł się wyświetlacz i powiedzieli, że już nic nie puszczą.

W Toronto musiałam przepakować całe zakupy ze strefy bezcłowej w Warszawie do walizki, bo nie wpuściliby mnie z tym na drugi samolot z Toronto do Montrealu (nie uznają europejskich opakowań duty free). Dobrze, że żubrówki były w tych kożuszkach z futerkiem, to przynajmniej się nie potłukły. W Kanadzie było widać zaostrzone kontrole każdego pasażera. Nasze walizki już na taśmie były obwąchiwane przez pieski, potem szczegółowy wywiad (czy pierwszy raz, na ile dni Pani przyjeżdża, na jaką uczelnię, gdzie będzie Pani mieszkać) i dokładne prześwietlenie przed następnym lotem. Ja chyba wydałam się podejrzana, bo męczyli mnie dość długo, a prześwietlał mnie ...stary Arab w turbanie, o groźnym spojrzeniu, z długą czarną brodą, w gumowych rękawiczkach! Okazało się, że to guzik w spodniach, pod którym o dziwo nie miałam narkotyków.

Z Toronto do Montrealu lot trwał godzinę. Montreal wyglądał pięknie w nocy przed lądowaniem. Jak niebo z milionami jasnych gwiazd - praktycznie bezkresny! Miasto duże - ponad 1,5 miliona mieszkańców. Dzielnica Plateau Mont-Royal - magia! Zdjęcia poniżej. Niziutkie budyneczki wzdłuż ulicy. Na parterze same kawiarenki, knajpy, puby, dyskoteki, urokliwe sklepiki i punkty usługowe. Wszystko czego dusza zapragnie! A na piętrze - mieszkania - m.in. nasze - przy ulicy St. Denis (2 zdjęcie). Nie będę musiała w ogóle wydawać na taksówki, bo wszystkie imprezy i spotkania są organizowane właśnie tutaj :)









Ludzie mega towarzyscy i weseli, co chwilę ktoś do nas wpada tak na chwilę posiedzieć i pogadać. To ta lokalizacja chyba tak działa, że wszyscy czują się jak u siebie ;) Przed chwilą otworzyłam drzwi jakiemuś chłopakowi, który pierwszy mnie zaczął wypytywać kim jestem i czemu mnie nie zna. Okazało się, że to sąsiad Jean-Pierre, który dzisiaj w nocy przygrywał nam do snu na perkusji i wpadł życzyć Szczęśliwego Nowego Roku. Tutaj to dopiero za 6h, ale u Was lada chwila, więc dołączam się do życzeń! Zdrowia, Szczęścia, Miłości! i udanego Sylwestra :)

Kinga