środa, 3 marca 2010

Vancouver Olimpiada

...o tym, że to święto narodowe nie trzeba nikogo przekonywać! Tutaj wszyscy oglądali olimpiadę 24h na dobę. Czy się nie poszło do kina, metra, na uczelnię, do baru czy klubu - wszędzie ekrany z Vancouver live! W rezultacie Kanadzie powiodło się baaardzo dobrze. Trzecie miejsce w ogólnej tabeli zaraz za USA i Niemcami. I pierwsze miejsce pod względem liczby złotych medali - aż 14!!! Do mnie pod koniec olimpiady przyjechała w odwiedziny polska delegacja z SGH - czyli Kamil i Grzesiek, którzy są teraz na wymianie w London, koło Toronto. Poszliśmy do pubu na mecz Kanada - Rosja.
















Po każdej bramce DJ przygrywał triumfującą nutkę i wszyscy się na siebie rzucali, żeby przybić "piątki". Znajomi, nieznajomi, barmani, kelnerki, niewaaażne... :)

















A w przerwach barmanki wskakiwały na bar i podgrzewały, i tak wrzącą, atmosferę:
















Filmiki na fb:
http://www.facebook.com/video/video.php?v=329176654654
http://www.facebook.com/video/video.php?v=329181359654

Ja, oprócz hokeja lubiłam jeszcze oglądać łyżwiarstwo figurowe! W mediach najbardziej znany stał się pokaz 24-letniej Joannie Rochette - pięciokrotnej mistrzyni Kanady pochodzącej z Montrealu, której 4 dni przed występem na olimpiadzie zmarła na atak serca matka. Łyżwiarka mimo wszystko zdecydowała się wystąpić i zadedykować to mamie. Bardzo dobry technicznie i wzruszający pokaz pozwolił jej na zdobycie brązowego medalu i zebranie największych oklasków tych igrzysk. Dla tych, co nie widzieli:
http://www.youtube.com/watch?v=EQYoyKBR9bM

A w niedzielę na zakończenie olimpiady i mega finał w hokeja, przygotowałam dla współlokatorów wyczekiwaną polską wyżerkę :-) Były śledzie w śmietanie (dzięki mamuś za przepis!), ziemniaczki z koperkiem, ogórki kiszone, papryczki i grzybki marynowane mmmmm i oczywiście żubrówka.








































Bardzo im smakowało, ale już teraz mi nie dają spokoju z tymi kuchennymi wyczynami z polskim akcentem! Więc jak ktoś zna jakieś smaczne i sprawdzone jedzonko, które można bez problemu za granicą upichcić to zapraszam to dzielenia się :-)

poniedziałek, 1 marca 2010

Quebec City

No to jestem na półmetku.

Luty przeleciał jak oszalały! Postanowiłam go podsumować. Dzisiaj o wycieczce do Quebec City.

Oprócz tego, że miasto jest piękne i absolutnie urokliwe to chyba najbardziej podobało mi się prowadzenie zaprzęgu husky! Wybraliśmy się tam w niedzielę rano, pięknie świeciło słońce, a pieski cieszyły się przeczuwając bieg. Mniej więcej tak to wyglądało:



Super był też Hôtel de Glace, czyli jak trudno się domyślić, Hotel z Lodu. Taki hotel budowany jest co roku przez półtora miesiąca przy użyciu lodu o specjalnej recepturze. Na początku konstrukcja podtrzymywana jest przez metalowe ramy, które po paru dniach zostają usunięte i tak pałac stoi przez 4 miesiące (od stycznia do kwietnia):
W hotelu jest 85 pokojów (każdy inaczej zaprojektowany), sale konferencyjne, dyskotekowe, bar, a nawet kaplica gdzie można wziąć ślub. Cały czas panuje temperatura -3 do -5 stopni. Wybudowanie całości co roku kosztuje 350 tys. dolarów, ale szybko się to zwraca. Jedna noc w hotelu to 100 do 350 dolarów od osoby (w zależności czy chcemy mieć w pokoju jacuzzi, saunę, kominek i inne atrakcje). 
A ślub kosztuje od 2200 do 6500 dolarów i jest tam bardzo modny, ponieważ Ice Hotel został zaliczony do zestawienia "10 dream wedding locations". 

To tyle o Quebecu, jutro ciąg dalszy nadrabiania zaległości.
Buziaczki ślę!