środa, 20 stycznia 2010

Słoooooońce!!!

...w Montralu :) To piękne, jak Ludzie Północy reagują na kilka promyków.... ahhh! Chce się życ!!! :):):)
Nutka na dziś





wtorek, 19 stycznia 2010

Hokej czy zapasy?

Kolebką hokeja na lodzie, jak wiadomo, jest Kanada. A w szczególności Montreal - odpowiedzialny za jego współczesny wygląd. Ale nie o grze będę pisała! A o czymś, czego nie ma w polskim hokeju.


Zawodnicy ligi kanadyjskiej... leją się tu na maksa! Gdy dochodzi do starcia pomiędzy graczami na lodzie... kibice zacierają ręce! A sędziowie... asystują! Wszyscy czekają na więcej, krzyczą, prowokują. Coś niesamowitego! Jak pierwszy raz oglądałam mecz Montreal Canadiens byłam w szoku, że nikt nie reaguje. Uświadomili mnie, że to tutaj legalne! To znaczy, nie jest to prawo pisane, bo wg zasad hokeja gra powinna być przerwana, a zawodnik ukarany i wyrzucony z lodowiska (tak jest w Europie:)). A tutaj?! zobaczcie sami:
Leją się
Ok. Specjalnie dla miłośników soczystej rozróby jeszcze 4 minuty krwi, potu i łez (bez łez:))! Osoby wrażliwe proszę o nie klikanie. Mamę też. :)
Leją się dawaaaaaj!
Czyli odrzucamy kije, ściągamy rękawice i boksujemy. Kilka sportów w jednym. W styczniu 2009 jeden z graczy ligi Ontario poniósł śmierć w wyniku walki podczas meczu i obrażeń głowy wywołanych upadkiem na lód (jego kask spadł podczas walki). Oczywiście ciągle toczą się tu debaty publiczne czy walki powinny być w hokeju dozwolone, czy też nie. NHL (National Hockey League) nie wypowiada się w kwestii jakichkolwiek ograniczeń, a po ostatnim wypadku podkreśla, że wzmaga kontrolę nad obowiązkiem noszenia kasków podczas walk. Natomiast fani w większości opowiadają się za pozostaniem przy obecnym stanie rzeczy. Choć pojawia się też wiele głosów przeciw. A w statystykach zdecydowanie tendencja wzrostowa:

No i muszę wspomnieć o Polakach !
Krzysztof Oliwa - w czołówce rekordzistów walk w hokeju na lodzie wg rankingu NHL. Przydomek "The Polish Hammer", 31 walk w sezonie 2003-2004. Jedyny Polak, który zdobył Puchar Stanleya. Niestety po zakończeniu kariery, Polish Hammer, jak na bohatera, zachował się niechlubnie. W 2007 kijem hokejowym zaatakował swoją dziewczynę. Skończyła ze złamanym nosem, śladami po duszeniu, siniakami na plecach, rękach, żebrach. Groziło mu za to do 5-ciu lat więzienia, ale żadne źródła nie donoszą, aby miał odsiedzieć wyrok. Co ciekawe, polskie źródła w ogóle niechętnie piszą o tej sprawie. Nawet Wikipedia nie wspomina ani słowem. Jest za to o jego udziale w promocji hokeja wśród dzieci i patronacie Turnieju Wschodzących Gwiazd dla żaków.
Mike Komisarek - zawodnik polskiego pochodzenia, urodzony w NY, ma 28 lat. Od 2001 związany z Montreal Canadiens, w 2009 podpisał kontakt z Toronto Maple Leafs. Rok temu po raz pierwszy wystąpił w Montrealu w prestiżowym NHL All-Stars Game. Również słynny z bójek, tym razem tylko tych na lodzie, wygranych.
Musiał być jakiś pozytywny akcent na koniec. Nie wiem czy to był pozytywny akcent ? :]
No, i wyszedł mi jakiś taki brutalny ten tekst... nasycony przemocą, pesymizmem i w ogóle ... Przepraszam jeśli kogoś zasmuciłam! Chyba odzwierciedla to mój mało radosny stan duszy dzisiaj. Nie, nie, proszę się nie martwić... To tylko moje sny... przypominają ostatnio filmy typu CSI ... ;)

sobota, 9 stycznia 2010

Chill

Aaa... O mały włos zapomniałabym napisać o planach na jutro! Oto one:

  • snow tubes w dolinie Saint-Sauveur




  • Nordic SPA w hotelu w górach


Napiszcie co u Was ;)

Québécois

Dzisiaj mały przegląd wszystkiego co skosztowały moje receptory w tym tygodniu! I dlaczego "québécois" to nie francuski.

1. Dwa najważniejsze słowa.
Słowa, które MUSISZ znać jak idziesz do knajpy w Montrealu.
"pichet" (dla nie-francuskojęzycznych czytamy: "pisze":)) 
Czyli dzban piwa, jak ten:





"poutine" (czytamy jak rosyjskiego premiera) - czyli regionalne danie z Quebecu. Meeeega tłuste! Absolutnie niewykwintne! Albo się nienawidzi, albo szaleje!!! Frytki zlepione z serem, mięsem i brązowym sosem. Azjaci z wymiany są jego wielkimi fanami. Ja nie przepadam, ale warto spróbować, szczególnie na duuuuży poimprezowy apetyt! :)





2. Imprezy. Najlepiej z muzyką na żywo.





HEChange party in "Les Deux Pierrots" - tak bawiliśmy się wczoraj. HEChange to organizacja studencka zajmująca się 150 osobami na wymianie. To dzięki nim wszyscy po tygodniu mają zdarte gardła od śpiewania i wyglądają jak zombie! Wyjścia, atrakcje, imprezy, wyjazdy. NON STOP! Nie dają żyć.
Na filmiku moja kochana Australijka krzyczy "Australiaaaa", bo gość zapowiada ACDC. Szałłłłł....!!!!!!!





O właśnie! Wesoła dwójka po lewej to moi współlokatorzy: Lauren (Australijka) i Greg (Belg), po prawej Bevan (Irlandczyk), no i na dole hmmm...poznajecie? dumna jednoosobowa reprezentacja Polski w Montrealu!!! A zdjęcie zrobione w "Café Campus". Oficjalny klub HEC. Oficjalne imprezy w każdy wtorek. A ja w środę mam na 8.30...


3. Uczelnia.
Nie będę wrzucała zdjęć z uczelni, bo najlepszym przewodnikiem po HEC jest ten filmik:
W tej sali co jest na końcu gdzie gość gra na perkusji, imprezy tego typu to norma. O tym za chwilę.
Uczelnia jest genialna! Drugi dom. Student tu: uczy się, je (doobrze je!), śpi (są takie specjalne fotele przed biblioteką;)), imprezuje, spędza cały dzień, czasem nawet po późne godziny wieczorne.
- wszystko skomputeryzowane, na każdym kroku komputery, ekrany, drukarki, ksera, - wszystko typu help yourself dostępne dla każdego, największa biblioteka w całej Kanadzie z ogromnymi zasobami multimedialnymi, wi-fi w każdej sali, w ogóle normą jest, że na wykłady każdy przynosi laptopa zamiast zeszytów (a wykładowcy otwarcie komunikują "jak nie chcesz słuchać to możesz siedzieć na Facebooku, tylko rób to cicho" ;)). Już nie mówiąc o tym, że wszystkie formalności ze szkołą załatwia się przez platformy internetowe: HEC en ligne (wybór przedmiotów, oceny, rezerwacja szafek w szatni) i ZoneCours (wszystkie materiały na każdy wykład, fora dyskusyjne i miejsce kontaktu studentów z wykładowcami)
- pyyyyszne jedzonko. Samoobsługa. Od "junk food" po zdrowe sałatki, zupki, soczki, pełno rodzajów kanapek, ciastek, obiadów, nawet sushi i Starbucks coffee ;) Aha, jedzenie na wykładach jest nawet bardziej powszechne niż siedzenie na czacie. I nie to, żeby jakiś batonik, kawałek kanapki. Nieeee. Studenci przynoszą sobie całe obiady w plastikowych pojemnikach podgrzewane wcześniej w mikrofalówkach na korytarzu, potem siadają w pierwszym rzędzie i jest to w pełni akceptowane.
- co do imprez - w każdy czwartek na uczelni odbywają się tzw. imprezy "4 à 7". Od 16 do 19 na uczelni stają bary, leje się piwo i inne drinki serwowane za przysłowiowe grosze. Jest DJ, ochrona, i jedna wielka integracja! To się nazywa kulturka ;) Ciekawe czy w Polsce by to przeszło.











4. Québécois.





Przyjeżdżając tutaj myślałam, że znam francuski. Znam. Ale język, którym połsugują się french-Canadians to nie francuski. To Québécois! Pierwszy tydzień był szokiem, z trudem rozumiałam połowę wykładów po francusku. W rzeczywistości ortografia i gramatyka są takie same. Z paroma wyjątkami w słownictwie:


np. "c'est ma blonde" - oznacza "to moja dziewczyna". A w standardowym francuskim dziewczyna to "petite-amie". I nie ma to żadnego związku z kolorem włosów, nawet brunetka tu to "blonde"! ;)


Ale to, co najgorsze to zupełnie inna fonetyka! Słowa się zlewają, dochodzi taka trochę amerykańska wymowa...coś nie do opisania. A im bardziej nieformalna rozmowa, tym gorzej, mówią bardzo szybko! No, ale jeżeli chodzi o mnie, to się nie poddałam i wczoraj poszłam sprawdzić kolejny wykład po francusku. Tym razem kamień spadł mi z serca, rozumiałam prawie wszystko! A materiały tekstowe były naprawdę po francusku :) Dodatkowo na osłodę pani prowadząca powiedziała, że bardzo ładnie mówię i na pewno sobie poradzę! Voilà Kinga, break the ice! :>
Trzymać kciuki. To be continued.

sobota, 2 stycznia 2010

Mieszkanie

Mieszkanie położone w dzielnicy Plateau Mont-Royal musi oddawać jej charakter. Nie ma tu miejsc ponurych, szarych i bez wyrazu. Wszystko musi być oryginalne i fantazyjne, a przy tym niewymuszone, z dużą dawką luzu. Stare, oznacza tu "z duszą" ;) Nasze mieszkanko zdecydowanie komponuje się z koncepcją "The Plateau" (ang.). Przede wszystkim jest duże (5 sypialni, duży salon, duża kuchnia, pralnio-suszarnia, taras), wysokie i przestronne.
 
Jest kolorowe (każdy pokój w innej kolorystyce), trochę ekstrawaganckie (pełno artystycznych przedmiotów, obrazów, plakatów) i jednocześnie przytulne oraz praktyczne. 
Stali lokatorzy mówią, że każdy kto dotychczas tu mieszkał (a było tu już trochę studentów z wymiany) jest po części autorem jego obecnego wyglądu.


W pokoju gościnnym na ścianach różne inspirujące napisy, np:
"Vivez bien. Aimez beaucoup. Riez souvent." - żyj dobrze, kochaj dużo, śmiej się często
"Work like you don't need money, love like you've never been hurt, and dance like no one is watching."

Skład obecny mieszkania to:
-1 pokój - Dave - rdzenny Kanadyjczyk (a właściwie french Canadian), skończył studia inżynierskie, pracuje i studiuje jeszcze wieczorowo na mojej uczelni
-2 pokój - Lorie i Caro - również Kanadyjki, ale bywają w mieszkaniu rzadko, średnio raz w tygodniu, bo pracują poza Montrealem
-3 pokój - Lauren - Australijka, przyjechała na wymianę do HEC (pełna nazwa to École des Hautes Études Commerciales - czyli coś na kształt Wyższej Szkoły Handlowej), tak jak ja :)
-4 pokój - Gregory - Belg o brazylijskich korzeniach, przyjechał na wymianę do UQAM (Université du Québec à Montréal)
-5 pokój - oczywiście ja :)
Na rys charakterologiczny jeszcze za wcześnie, bo dopiero się poznajemy, a "Grzesiek" jeszcze nawet nie przyjechał;) Wszyscy są na pewno bardzo otwarci i kontaktowi, ciągle nas (mnie i Lauren) o coś zagadują, opowiadają i tłumaczą różne rzeczy, bardzo się troszczą i dopytują czy mamy wszystko czego nam potrzeba. Także proszę się o mnie nie martwić! :)


Parę fotek mieszkania:



Mój pokój

Wpadł w odwiedziny :)

Kuchnia



Przedpokój




Living room

Skrzynka z kapsli :)

Bar

Sufit z gazet :)

Beer fridge :)


To kto mnie odwiedzi?