A powitanie takie, a nie inne z tego powodu, iż cały czas wspominam wyśmienitą meksykańską kolację, którą wczoraj zgotowali nam przyjaciele z Meksyku. Już się przymierzam do powtórzenia ich kuchennych wyczynów: tortille, quesadillas, burrito-mexico...i inne- trudne to być nie może, co nie?! :)
No, dobra. Ale ma być o Bostonie. Boston to temat rzeka, można się nad nim rozwodzić bez końca. Ale jest wspaniały!!!
Przede wszystkim jest miastem uznawanym za jedno z najbogatszych na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej. I widać to na pierwszy rzut oka- Boston jest perfekcyjną kombinacją: imponujących, błyszczących od słońca wieżowców; pięknie odrestaurowanych historycznych budowli; szerokich, czystych chodników i ulic; bujnych, acz w praktyczny sposób zaprojektowanych zielonych przestrzeni oraz pięknych, młodych, modnie ubranych ludzi. Miasto idealne? Tego nie wiem, w Bostonie spędziłam 3 okrągłe dni. Trzeba by zapytać mieszkańców, choć Ci wyglądają na szczęśliwych, wnioskując po kilku rozmowach zamienionych z "tamtejszymi".
A dlaczego napisałam młodymi? Ano dlatego, że 1/3 populacji (powtarzając za naszą przewodniczką) jest w wieku 18 do 32 lat. A reszta na młodych się lansuje :-) Dzięki tak młodemu społeczeństwu, w Bostonie mieszka około 300 tysięcy studentów, uczęszczających do jednego (lub kilku) z 30 uniwersytetów lub koledżów. Domyślić się nie trudno, iż (zaraz po przemyśle medycznym) najbardziej intensywnie rozwija się przemysł edukacyjny. Nie od parady w okręgu bostońskim ulokowany jest osławiony Harvard!
Uniwersytet, jako kampus, ogromnego wrażenia nie robi. Główne budynki (tak jak te na zdjęciu, za uroczymi studentkami;D) są stare i mało nowoczesne, ale całe miasteczko studenckie wygląda dzięki temu na przyjazne i trochę tak, jakby czas zatrzymał się tam w miejscu. Biblioteka, kościółek, park, kawiarenki... W samym Cambridge brak dużych centrów handlowych, wysokich biurowców, ulic szybkiego ruchu- atmosfera wręcz idealna do nauki!
Harvard zapracował sobie na swoją renomę osiągnięciami naukowymi i dalej uważany jest za jeden z najlepszych uniwersytetów na świecie. Dowodem na to, że jego prestiż nie zmalał są statystyki kandydujących na studia. W ubiegłym roku do Cambridge zaaplikowało 28 tys. kandydatów, z czego jedynie 2,2 tys. zostało przyjętych. Rekordowy wskaźnik odrzuceń odnotowano w 2005 roku, kiedy pozytywną odpowiedź otrzymało tylko 8,9% aplikujących. Harvard jest jednak potęgą nie tylko pod względem selekcji studentów.
Przed kryzysem finansowym jego majątek wynosił....38 mld dolarów! Niestety z tego powodu, że mocno inwestował akcje, w okresie załamania gospodarczego stracił około 1/3 majątku. Ostatecznie jednak dalej z 26 miliardami, Harvard jest drugą co do wielkości organizacją non-profit na świecie (pierwszą jest fundacja Bill & Melinda Gates).
Boston ma również bardzo ciekawą historię związaną z zasiedlaniem przez duchownych purytańskich. Za wróżenie, publiczne kazania wygłaszane przez kobiety, głoszenie religii sprzecznych z Biblią, itp., odbywały się publiczne egzekucje. Miały one miejsce w głównych parkach Boston Common i Boston Public Garden (zdjęcia poniżej). Tutaj np powieszono Mary Dyer, matkę jedenaściorga dzieci, uznawaną za ostatniego męczennika religijnego w Ameryce Północnej.
To chyba czas na zdjęcia....AaaaaaAAA jest ich tyle!!! Nie mogę się zdecydować :)
Burmistrz Bostonu, Thomas Menino, przygotował nam specjalne powitanie z tulipanami, orkiestrą i telewizją ;-)
Panowie Strażacy wręcz zabronili nam robienia byle jakich zdjęć w oddali z wozem strażackim. Zabrali nam aparaty, kazali wejść na wóz, ustawić się symetrycznie, a kolega musiał założyć kask,... To się nazywa rozwinięty przemysł turystyczny. Nawet remiza jest przeszkolona;D
Lubimy Boston !!! :)
Zdecydowanie opłaciło się wycierać przez blisko miesiąc przycisk F5!! Jeno proszę nie podejmować kolejnych prób usuwania mojego komentarza, bo znów do kosza poleci ten Adrianowy :( Tak btw. pierogi ruskie się udały ?
OdpowiedzUsuńPolskie warcholstwo pozdrawia!
Pierogi a i owszem: oczarowały Kanadyjską brać.
OdpowiedzUsuńDokumentacja wkrótce pojawi się na blogu polecam zatem dalsze przyciskanie F5 :)
A może szanowny kolega ujawniłby swoją tożsamość?
świetne zdjęcia - łechtają moją wrażliwość:)
OdpowiedzUsuńKolega szanowny jest sfrustrowanym, zgorzkniałym czytelnikiem Adlewu. Kiedyś to tam było, jak jeszcze Dzienniki były na lewyziomie. Dziś pomiędzy zalane łzami, zgrzytające zęby, tylko czasem jakaś pistacja spadnie. No i tak wtrafiam tutej w adlewowym oczekiwaniu.
OdpowiedzUsuń